Tonari no Kaibutsu-kun

render_tonari_no_kaibutsu_kun_by_kurookamidesigns-d64xferTonari no Kaibutsu-kun to krótkie (13 odcinków) anime z gatunku szkolnych komedii romantycznych. Moim zdaniem – jedno z lepszych z tego gatunku (prawdopodobnie dlatego, że nie realizuje wszystkich utartych schematów, bohaterowie nie są super-słodko-milusi i nie rzucają za sobą tęsknych spojrzeń przez pół serii).

Co mi się w nim podobało?

To, że główna para (Shizuku i Haru) praktycznie od pierwszego odcinka jest parą. Fakt, oni tam niby mają problem z tym, że on kocha ją inaczej niż ona jego, że ona potem niby się odkochuje itp., ale i tak cały czas są ze sobą. Haru ją ciągle denerwuje, często się nie rozumieją, mają inne priorytety, jednak powoli się poznają, starają się zauważać i spełniać (z różnym skutkiem, ale to w końcu tylko licealiści) swoje potrzeby i z dnia na dzień stają się dla siebie ważniejsi, choć nie zawsze potrafią to wyrazić.

To, że żaden z głównych bohaterów nie jest osobą super popularną w szkole (nie ma zestawienia: popularny + szara myszka itp.; wręcz przeciwnie, oboje są aspołeczni, z tym że Haru chętnie by to zmienił, a Shizuku pasuje taki stan rzeczy) i żadne z nich nie ma doświadczenia w sprawach sercowych, przez co oboje dopiero odkrywają, czym jest zakochanie i inne towarzyszące mu uczucia oraz zachowania.

To, że nie ma typowego dla shoujo romantyzmu – ani miłosnym wyznaniom, ani pocałunkom nie towarzyszą tła emocjonalne z pastelowymi kółeczkami, kwiatuszkami itd. (być może to dlatego można spotkać się z opinią, że między bohaterami nie ma chemii). Kształtujące się uczucie nie jest stawiane na piedestale, zwłaszcza w przypadku Shizuku. Dziewczyna od zawsze twardo stąpa po ziemi i ma swoje cele, dlatego nie pozwala, by miłość zawróciła jej w głowie i drastycznie wpłynęła na jej codzienność.

Podobali mi się bohaterowie – nietypowi i nieprzewidywalni. Największe wątpliwości wzbudził we mnie Haru ze swoim dzikim zachowaniem i wiszącą nad nim trudną przeszłością (konflikt z ojcem i bratem; nie przepadam za wątkami tego typu, czasami wręcz odnoszę wrażenie, że japońscy nastolatkowie nie potrafią zakochać się w kimś z normalnej, szczęśliwej rodziny), choć tak naprawdę podczas oglądania nie narzuca się to jakoś szczególnie, a rozbrajająca szczerość i naiwność Haru rekompensowały wszystko. Polubiłam Shizuku – także za szczerość, za racjonalne podejście i ogólnie za to, jaka była. Sympatię wzbudziły we mnie także pozostali bohaterowie, a szczególnie Yamaken, czyli rywal (nie mogło go przecież zabraknąć!). Nie sposób nie uśmiechnąć się na widok dumnego chłopaka z zerową orientacją w terenie, który raz za razem gdzieś się gubi i nie potrafi się przemóc, by poprosić o pomoc, lub wtedy, gdy sam nie może uwierzyć, że zakochał się właśnie w takiej dziewczynie.

Do gustu przypadł mi także humor. Nie jest jakiś wyszukany i ociera się o absurd, ale przyjemnie się oglądało.  Jeśli szukacie więc tytułu, który delikatnie igra z konwencją, a nad dramatyzm i romantyzm przedkłada komedię, to gorąco polecam.

 

7 uwag do wpisu “Tonari no Kaibutsu-kun

  1. Dodam, że ta seria to jeden z tych romansów shoujo, które mają szansę podobać się też męskiej widowni. Nie przepadałem może za Haru, ale przy tej serii trzymały mnie głównie postacie drugoplanowe. Yamaken był bardzo w porządku pomimo tego, że miał chyba reprezentować ten stereotyp shoujo, który powinien męską widownię przyprawić o ból brzucha :). Za to moją absolutną ulubienicą była Natsume.
    Samemu anime może zarzuciłbym pewien brak konsekwencji w prowadzeniu fabuły. Bohaterowie kilkukrotnie wyznają sobie miłość by potem kilkukrotnie zaplątać się w jakieś niedomówienia, a do tego brakuje konkretnego zakończenia. Taki niestety los krótkich adaptacji mang – po 13 odcinkach pozostaje mieć nadzieję, że ktoś kiedyś dokręci resztę.

    Polubienie

    • Rzuciłam okiem na kilka pierwszych rozdziałów mangi i uważam, że tam to całe plątanie się bohaterów – zakochiwanie i odkochiwanie się – jest trochę lepiej (wyraźniej) umotywowane, wygląda więc na to, że twórcy anime nie do końca poradzili sobie z adaptacją fabuły do nowego medium.
      Co do krótkich adaptacji mang – ostatnio coraz bardziej boję się po nie sięgać, bo zniechęca mnie myśl, że znów dostanę wstęp do historii + średnie zakończenie wymyślone przez reżysera, czyli że znów będę miała do czynienia z serią o charakterze reklamowym, a nie taką, która miała przedstawić jakąś spójną opowieść.

      Polubienie

      • Taa, normalne. Mam wrażenie, że ostatnio większość anime jest robiona jako reklama dla mang. Rzadko trafia się coś, co zostanie zekranizowane w całości…
        Zerknęłam na Twojego MALa – widzę, że Orange i Ao Haru Ride czekają, a Kimi ni Todoke jest w trakcie ;D Z shoujo polecam jeszcze Lovely Complex i Horimiyę.
        I w ogóle polecam polskie wydania – zwykle mają lepszy papier i ciekawsze tłumaczenie niż angielskie (chociaż z polskim wydaniem Lovelessa mam na pieńku). No, jeszcze niektóre omnibusy są śliczne, ale to tylko niektóre…

        Polubienie

Dodaj odpowiedź do Miras Anuluj pisanie odpowiedzi